sobota, 5 stycznia 2019

Jednak przeczytałam jakieś książki w tym 2018!

Jeśli czytaliście mój post pierwszy post w tym roku dobrze wiecie, że rok 2018 był dla mnie prywatnie bardzo trudny. Byłam więc przekonana, że w tych wszystkich problemach nie czytałam wiele, a mimo to jakimś cudem uzbierały się... 40 książki! To tak w przybliżeniu, bo jestem pewna, że czegoś nie zapisałam. Ten wynik to chyba zasługa pierwszej połowy roku, bo wtedy w trudnych chwilach ratowałam się właśnie czytaniem. Ciekawi, jakie historie poznałam? A więc zapraszam!

Postaram się streścić ze wszystkich sił, więc trzymajcie mocno kciuki! Iza z przyszłości: nie udało się. Nie przemyślałam tego, że po kilka zdań o 40 książkach to naprawdę olbrzymi kawał tekstu. Dzielę go więc na trzy posty, dzięki czemu dłużej możemy wracać myślami do książek z zeszłego roku!


Według mojej rozpiski, rok zaczęłam od Miliona cudownych listów - cieplutka, podnosząca na duchu opowieść, którą polecam, gdy potrzeba Wam światełka w tunelu.

Następnie przesłuchałam pierwszy raz w życiu audiobooka - Był sobie pies okazał się kolejną miłą, przyjemną i wywołującą uśmiech na twarzy historią, która trafi szczególnie do serc miłośników czworonogów.

Następnie włączyłam audiobook Psiego najlepszego, który również bardzo umilił mi czas. Do tej pory pamiętam, że słuchałam o biednych, znalezionych na mrozie szczeniaczkach, podczas gdy sama spacerowałam, a z nieba prószył śnieg :)

Potem był Żniwiarz. Czerwone słońce. Szczerze, naprawdę niewiele z tej książki pamiętam, ale minął już rok, więc nie ma się co dziwić. Mimo to dobrze się przy niej bawiłam i przeczytałam ją w mgnieniu oka.

Po Mleko i miód spodziewałam się czegoś zupełnie innego, może ciut lepszego, ale koniec końców nie żałuję przeczytania, wiele czasu też mi nie zajęła. A musiałam sprawdzić, czemu jest tak popularna!

Światło to przecudowna, wręcz emanująca klimatem Świąt i pachnąca choinką opowieść!

Być jak płynąca rzeka zaskoczyła mnie tym, jak trafną puentę miało każde opowiadanie. Nie mogłam się oderwać i z błyszczącymi oczami opowiadałam je rodzinie, aż mieli mnie dość :P 

Po Świat na żółto sięgnęłam ze względu na przepiękny kolor okładki i też miło spędziłam z nią czas, choć nie ukrywam, że ciężko mi teraz powiedzieć, o czym dokładnie była, oprócz tego, że przekazywała pozytywne emocje.

Przyszła pora na odrobinę klasyki - Rok 1984 okazał się bardzo dobrym wyborem!

Nie udało mi się uciec przed lekturami, więc poznałam historię Makbeta i jego przepowiedni. Obawiam się jednak, że niewiele z niej pamiętam...

Dalej mam zapisanego Alchemika. To z kolei krótka, lecz naprawdę piękna i wzruszająca opowieść, która o dziwo całkiem nieźle zapadła mi w pamięć, co bardzo dobrze o niej świadczy.

O Raczej szczęśliwym, niż nie napisałam recenzję. Może nie była to książka mojego życia, ale skłoniła do pewnych refleksji.

W bardzo ciężkim momencie sięgnęłam po Dasz radę księdza Kaczkowskiego, którego pozytywne nastawienie podniosło mnie na duchu. Tacy księża, jak on, to skarb.

Mam za sobą też Boską komedię. No trochę zmyślam, bo nie przeczytałam jej od deski do deski. Wystarczyły mi wprowadzenia do każdego poszczególnego rozdziału, które stanowiły wspaniałe streszczenie! Więcej rozumiałam z nich niż z właściwej opowieści :P Sposób przedstawienia piekła w tej lekturze jest naprawę ciekawy.

***

Ok, to dopiero pierwsza część, więc nie myślcie sobie, że skończyłam! Bardzo dobrze się bawiłam, przypominając sobie te wszystkie poznane historie. Mam nadzieję, że post nie był dla Was za długi i dobrnęliście do końca bez większego zmęczenia. Starałam się Was nie zanudzić! Dajcie znać, jak sobie poradziłam.

Napisz, tak jak ja, kilka zdań o jednej lub dwóch książkach przeczytanych w 2018 roku. Zróbmy w komentarzach kontynuację tego wpisu! 

Zapraszam też do konkursu! Aż 7 książek do wyboru :))

Do następnego! 
// Iza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz = ogromny uśmiech na mojej twarzy