niedziela, 24 lutego 2019

Ferie 2019, czyli dwa tygodnie spokoju od szkoły!

Cześć! Obiecałam, że będą się pojawiać posty inne niż tylko książkowe, więc dziś chciałabym napisać trochę o tym, jak minęły mi ferie. Miałam je jako ostatnia ze wszystkich województw, więc czekałam z niecierpliwością, bo już naprawdę miałam dość szkoły... Taki odpoczynek psychiczny jest zdecydowanie niezbędny, bo bez tego można byłoby wręcz zwariować! Ostrzegam, post jest ekstremalnie długi, więc zaopatrzcie się w herbatkę czy coś do jedzenia, żebyście to Wy nie zwariowali.

A więc jeśli chodzi o pierwszy tydzień, to przez całe siedem dni pracowałam w InterMarche po pięć godzin dziennie. Brzmi niewinnie, ale to naprawdę męczące! Nie spodziewałam się, że osoby, które pracują w markecie mają tak wiele obowiązków. Okazuje się, żeby sklep dobrze funkcjonował i by klient był zadowolony, potrzeba pracy naprawdę wielu ludzkich rąk i to na różnych etapach - od samego przyjęcia towaru od dostawców, przez posprzątanie sklepu i rozłożenie produktów na półce, aż po zapłacenia przez klienta za zakupy. Ja miałam przyjemność (:P) pracować na kilku stanowiskach (nazwijmy to tak, ale wszyscy wiemy o co chodzi:P), więc miałam różnorodność, czego zazwyczaj nie doświadczają stali pracownicy, którzy robią jedno i to samo przez wiele miesięcy. Byłam na dziale piekarni, gdzie rozkładałam bułki do upieczenia (wiedzieliście, że one wszystkie są mrożone? Ja byłam w szoku), kroiłam i ważyłam ciasta, ważyłam cukierki, kontrolowałam, żeby wszystko ładnie się prezentowało, zamiatałam podłogę i czyściłam zlew. Naprawdę dobrze mi się tam pracowało, bo otoczenie słodyczy to zdecydowanie moje środowisko, o czym wszyscy dobrze wiemy, a do tego pracowałam z miłymi i wyrozumiałymi ludźmi. Niestety byłam tam tylko dwa dni, bo później wróciły z urlopu stałe pracownice i musieli znaleźć mi inne miejsce, więc zaproponowano mi kasę. Dla mnie to nie był jakiś olbrzymi problem, byłam w stanie spróbować i sprawdzić, jak sobie poradzę, ale moi rodzice zasiali w moim umyśle obawy: że źle coś policzę, klienci będą się na mnie denerwować albo, że przyjmę fałszywy banknot - aż sama zaczęłam się stresować. A nie było czego się bać! Wiadomo, jest to trochę bardziej odpowiedzialne, niż zamiatanie podłogi czy układanie słoików na półce (chociaż wszystkie te rzeczy są bardzo ważne), ale dosyć szybko się tego nauczyłam i przez dwa dni pracowałam właśnie na kasie. Nie zostawili mnie jednak samej, bo cały czas stała nade mną kasjerka i pilnowała, jak sobie radzę - dzięki temu było to mniej stresujące, bo wiedziałam, że mi pomoże, jak będę tego potrzebowała. A więc praca na kasie podobała mi się zdecydowanie bardziej niż rozkładanie towaru, fejsowanie (pierwszy raz słyszałam ten zwrot i oznacza on, że przysuwamy produkty jak najbliżej klienta - pochodzi od słowa "face") czy zamiatanie podłogi (to lubiłam zdecydowanie najmniej, szczególne pod regałami nie polecam). Są to czynności moim zdaniem dużo bardziej męczące, miałam ciągle brudne ręce, a do tego czas strasznie mi się dłużył, mimo że to było tylko pięć godzin. Gdy wracałam do domu, szczególne przez pierwsze dni, byłam padnięta, ale później było coraz lepiej. Trafiłam też na świetny, zgrany zespół - każdy był dla mnie miły, wyrozumiały i pomocny. Podsumowując, te przepracowane 35 godzin nauczyło mnie, że praca w markecie jest wymagająca i męcząca, a do tego wymaga dużo spokoju i cierpliwości - trzeba też uważać, żeby nie wpaść w poczucie, że nie ma ona sensu (bo na przykład znowu trzeba zamieść, znowu wyfejsować, znowu wyłożyć towar, bo już się skończył), bo wtedy będzie dużo ciężej :P Poza tym trochę przerażały mnie te ilości jedzenia i wyrzucanego papieru, plastiku - szczególnie z ekologicznych względów, wiecie, zaśmiecanie planety, i tak dalej... Było to niezłe doświadczenie i cieszę się, że spróbowałam, ale mimo to dobrze, że drugi tydzień miałam już wolny, bo mogłam go w całości wykorzystać dla siebie^^

Opowiedziałam Wam o mojej pracy w markecie, to teraz powiem, co robiłam oprócz tego. Obowiązkowo dużo spotykałam się ze znajomymi - pozdrawiam Natalię, z którą nigdy nie mogę się naspacerować (załóżmy, że takie słowo istnieje) i nagadać - chyba nigdy nie skończą nam się tematy do rozmów. Super spędziłam też Walentynki z Oliwią - przyjaciół przecież też można kochać, heloł. Planszówki i robienie modelki z mojego brata razem z Julką i Patrycją też było świetnym spędzeniem czasu. Pamiętajcie, to, że czasem bawię się kosztem mojego brata nie oznacza, że jestem złą siostrą, bo a) on robi to samo i b) on to lubi (co może wydawać się niepokojące :P). Jako przykład bycia dobrą siostrą mogę podać to, że zabrałam go do kina na Jak wytresować smoka 3 i na widowisko cyrkowe Cyrk wczoraj i dziś w naszym mdk (wcale nie dlatego, że sama chciałam zobaczyć obie te rzeczy, skąd te podejrzenia?:P). Bajka okazała się super, jest to bardzo fajne poprowadzenie historii, Damianek też oglądał bez chwili marudzenia, choć pierwsza część jednak nadal jest dla mnie na pierwszym miejscu, bo od tego przecież się zaczęło^^ Widowisko cyrkowe z kolei uświadomiło mi, że niektórzy ludźmi chyba nie są ludźmi :P - podziwiam ich za to, co potrafią zrobić ze swoim ciałem, jak rozciągnięci, silni i odważni są oraz jak niesamowicie utrzymują równowagę (wiem wiem, praktyka czyni mistrza, ale z moimi zdolnościami nie wiem, czy długie lata treningów umożliwiły mi dokonanie takich genialnych sztuczek). To była magia! Wstyd się przyznać, ale na łyżwach tej zimy byłam tylko raz... Całe szczęście okazuje się, że tak samo jak jazdy na rowerze, tego się nie zapomina i mimo niezbyt naostrzonych i rozjeżdżających się na obie strony łyżw, które wypożyczyłam na lodowisku, jeździło mi się świetnie. Byłam już nawet na rowerach! Szkoda było zmarnować tak piękny, niemal wiosenny dzień - Natalia i Dominik, dzięki za super popołudnie - pomińmy fakt, że szczękałam zębami, gdy wracaliśmy wieczorem i niestety gwałtownie się ochłodziło... i tak było warto. Co jeszcze się działo, hmm... wiem! Co jakiś czas jeżdżę do stolicy do lekarza, więc tym razem mama zaproponowała wycieczkę i wybraliśmy się do warszawskiego zoo - Damianek był tam pierwszy raz. Fajny, słoneczny, rodzinnie spędzony dzień. Wydaje mi się, ba, ja to wiem, że zwierzęta zdominują vlog z tego miesiąca. Podczas gdy zapominałam nagrywać na łyżwach, w kinie czy na rowerach - i w wielu innych wartych nagrania sytuacjach, to w zoo nadrobiłam z nawiązką. Niestety mój telefon rozładowywuje się w błyskawicznym tempie, więc używałam telefonu mojej mamy -  Samsung jednak zdecydowanie wygrywa nad Iphone'm, jeśli chodzi o baterię... Pewnego dnia próbowałam wykazać się kulinarnie i zrobić chipsy z jarmużu, ale... spaliłam je. Robię je już drugi raz i znowu nie wyszły, więc teraz już na 100% nie będę tego powtarzać - żadnego do trzech razy sztuka. Damianek skończył 5 lat, mój tata natomiast x lat, więc świętowaliśmy (oboje urodzili się 29 stycznia). Zahaczyłam nawet o dyskotekę, mimo moich plączących się nóg, także Paulina, wybacz, że musiałaś na to patrzeć :P Podczas ferii byłam też na osiemnastce mojej przyjaciółki! To była zdecydowanie niezapomniana impreza. Pozdrawiam prawnie dorosłą Martynę :D Przypomniało mi się jeszcze, że razem z Oliwią i Justyną obejrzałyśmy Planetę singli 3 i zjadłyśmy pizzę - jedynie Justyna skusiła się na spróbowanie mojej z serem pleśniowym i pieczarkami (nawiasem mówiąc, polecam to połączenie). Raz byłam nawet biegać! Wiem, nie ma się czym chwalić... W wakacje nadrobię, taki jest przynajmniej plan.  Obejrzałam też serial Dark - był interesujący, ale chyba drugi sezon sobie odpuszczę, bo jakoś wybitnie mnie nie zachwycił - za bardzo to wszystko poplątane, ciągle posiłkowałam się drzewem genealogicznym znalezionym w internecie, żeby wiedzieć, kto jest kim. Pod koniec ferii obejrzałam również trzy części Harry'ego Potter'a - Czarę ognia, Zakon feniksa i Księcia półkrwi - uwielbiam ♥ Zdradzę Wam sekret, nigdy nie oglądałam ich tak w całości, jedynie jakieś urywki w telewizji, serio. Jeśli chodzi o książki, to hmm... odrobinę podczytywałam Przebudzonych Colleen Houck i dopiero pod koniec ferii Zbrodnię i karę (pisząc to jestem dopiero w połowie - mam nadzieję, że pani O. zaczeka chwilę z kartkówką, bo potrzebuję jeszcze chociaż tygodnia na nadrobienie tego... :P).

Tak na marginesie dodam, że cały czas walczę z zaburzeniami odżywiania i to niestety bardzo bardzo uprzykrza mi życie. Staram się, by nie zepsuły mi radości z tego, co dzieje się wokół mnie i nie doprowadziły do nawrotu depresji, ale wieczory są dla mnie szczególnie trudne - trzymajcie kciuki, żeby pozytywna strona mojej osobowości nie dała się pokonać xD

***

Hmm... no i to chyba tyle z tych fajniejszych rzeczy podczas moich ferii. Kiedy Wy je mieliście? Jak je spędziliście? Koniecznie piszcie, jestem ciekawa^^ No i trzymajcie kciuki, żeby mój powrót do szkoły nie był tak bolesny, jak go sobie wyobrażam...
// Iza

Ps. Wybaczcie chaotyczność tego wpisu - nie spodziewałam się, że wyjdzie mi aż tak długi! Wszystko przez to, że jestem chyba za bardzo rozgadana... :P Mam nadzieję, że ten ciągły tekst nie był dla Was jakimś olbrzymim utrudnieniem. Opisuję tu wszystko z tak wierną dokładnością, bo jest to też całkiem fajna pamiątka dla mnie :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz = ogromny uśmiech na mojej twarzy