Już jakiś dłuższy czas temu przeczytałam Małych bogów. Recenzuję jednak tę pozycję dopiero teraz, bo wcześniej nie miałam na to możliwości z powodu awarii laptopa, a mimo wszystko uważam, że należy jej się omówienie w moim małym kawałku internetu, więc zabieram się za to teraz^^ Wracając do tematu - absolutnie nie jest to książka o tematyce religijnej, na co mógłby wskazywać jej tytuł. Jest to zbiór rozmów z lekarzami, którzy zgodzili się opowiedzieć co nieco o zawodzie, jaki wykonują. Zdradzić pare sekretów, pokazać jasne i ciemne strony swojej pracy. Zaskoczyć, zaciekawić, ostrzec, opowiedzieć własną historię, drogę jaką było im dane przejść i z czym mierzą się każdego dnia. Po jej lekturze będziecie mogli sami ocenić, dlaczego lekarzy i ogólnie pracowników służby zdrowia widocznie i nieodwołalnie krok po kroku porywa tak zwana znieczulica zawodowa...
Mam nadzieję, że nie obrazicie się, jeśli dużą część tego wpisu zajmę cytatami, które zaznaczyłam sobie podczas lektury? Po prostu uważam, że często powieść potrafi sama dla siebie być najlepszą rekomendacją i warto przedstawić potencjalnemu czytelnikowi nieco fragmentów żywcem z niej wyciągniętych. Ostrzegam, że post będzie przez to dość obszerny, więc dajcie znać w komentarzach kto uczciwie dał radę przeczytać całość (lub chociaż jakąś tam większą część) i nie zanudzić się na śmierć ;P
***
Może to wszystko zalatuje Judymem, śmiesznością czy wręcz fałszem, ale proszę mi uwierzyć, że najbardziej boję się, że zrobię komuś krzywdę. Boję się, że nie będę dobrym lekarzem. Z powodu braku wiedzy. czasu na naukę, zmęczenia, przepracowania. Boję się, a jeszcze nawet nie zaczęłam.
Czytając powyższy fragment bardzo się ucieszyłam, że jestem w stanie rozpoznać nawiązanie do Ludzi bezdomnych Stefana Żeromskiego, ponieważ byłam świeżo po jej lekturze (a tak właściwie po jej przesłuchaniu, bo sięgnęłam po audiobook). Bardzo ciekawe jest to, że zarówno w czasach XVIII wieku, jak i teraz, prawdziwi lekarze z powołaniem, lekarze o wrażliwych na cierpienie innych ludzi sercach, lekarze, którzy po prostu chcą dobrze i rzetelnie wykonywać swoją pracę, mierzą się z podobnymi problemami i mimo upływu czasu rzeczywistość w służbie zdrowia jest porównywalna.
***
To prawda, że my na studiach uczymy się o pacjencie jak o silniku. Potem trafia się na front, czyli do jakiejś poradni. I na początek trzeba rozmawiać. Ale jak? Co robić? Bo rozmawianie z pacjentem to sztuka. Zejście do jego poziomu to jest coś, czego trzeba się długo uczyć. (śmiech) Każdy człowiek jest inny, więc jedni chcą tylko porady, krótko i wyjść. Są tacy, którzy chętnie by pogadali. Jednych krępuje, że muszą się rozebrać. Innych wręcz przeciwnie. Najczęściej rwą się starsze panie; te, co mają osiemnaście lat, nie są tak chętne.
Ten fragment również jest bardzo na topie. Często narzekamy na lekarzy, bo są tacy czy tacy i rzeczywiście, do wielu z nich można mieć mnóstwo zastrzeżeń. Należy jednak pamiętać, że ich praca to praca z ludźmi, a ludzie są różni i niestety niemożliwe jest dogodzenie każdemu. Zarówno od lekarza, jak i od pacjenta oczekuje się odrobiny empatii do siebie nawzajem, wtedy ścieranie się tych dwóch światów mogłoby być łagodniejsze, moim zdaniem oczywiście.
***
Tu lekarz opowiadał o sytuacji, w której pacjent podał go do sądu i po tym wydarzeniu nie jest w stanie ufać ludziom, których musi leczyć. Czy sięganie po tak radykalne środki jak postępowanie sądowe jest konieczne? Czy nie mogłaby wystarczyć zwykła ludzka rozmowa?
***
Samobójcy przerażali mnie szczególnie. Ludziom, którzy popełniają samobójstwo, wydaje się, że to jest takie doniosłe, ważne, że zmieni świat. A my dostajemy jego ciało na sądówce. Kroimy go i wiemy, że ta śmierć nie zmieniła dokładnie niczego.
Czytając ten fragment miałam autentycznie ciarki na plecach. Zrobiło mi się bardzo przykro, bo nawet w moim najbliższym środowisku przewinęli się ludzie, którzy popełnili samobójstwo. Jednego dnia byli, a następnego już nie. Słuch o nich ginie, nie mówi się o nich zbyt dużo, oprócz kilku westchnień bezradności i smutku, że nic nie dało się zrobić. To nie jest coś odległego, to się dzieje tu i teraz, wokół nas, każdego dnia. Ludzi zżera tak olbrzymie cierpienie wewnętrzne, że jedyne rozwiązanie widzą w skończeniu swojego życia, a w perspektywie całego świata ta ich jedna ofiara niestety nie zmienia absolutnie nic... :(
***
Nierówna walka, trzeba trochę zmienić swoje podejście. Śmierć jest nieodłącznym elementem życia każdego człowieka. Nie jest porażką lekarza, po prostu jest. Nie zawsze się udaje uratować każdego. To wszystko wypala człowieka.
Jasne, że się boję. Najbardziej tego, że kiedyś popełnię błąd. Na studiach wprost mówili, że nie ma takiego lekarza, który by nie popełnił błędu: "Nie tak zbadałem, nie to lekarstwo podałem, za późno. Może gdyby kto inny go zbadał, toby żył?". Takie myśli ma moim zdaniem każdy lekarz. Tylko żeby to nie była - jak mówią - cała alejka na cmentarzu. Ludzie popełniają błędy. Czy to sędzia, czy policjant. Ale w naszym zawodzie błędy kosztują wyjątkowo dużo.
O tym często zapominamy. Śmierć była, jest i będzie. Jasne, trzeba walczyć z chorobami, żyć i czerpać z życia, lecz także pamiętać, że lekarze nie są cudotwórcami i niektórych rzeczy nie są w stanie przeskoczyć. Medycyna także wciąż się rozwija i choć wiele chorób jesteśmy w stanie pokonać, nad częścią z nich stoi ogromny znak zapytania oraz trwają próby odkrycia możliwych metod walki z nimi.
***
Wracam z dyżuru, uparcie chodzi mi po głowie: czy ja dobrze zrobiłem, czy niedobrze? Czy ktoś tam może umiera? A syn chce bajkę na dobranoc. Irytuje mnie. A przecież to mój kochany chłopak! Normalnie powinienem sobie siedzieć tylko na etaciku, książeczkę czytać w wolnym czasie, uczyć się, a nie biegać za kasą.
Przecież ten standard życia, którym tak razimy społeczeństwo, bierze się z tego, że nie mamy życia osobistego, że jesteśmy wrakami ludzi. Środowisko jest mocno konsumpcyjne, ale to jest mechanizm kompensacji. Skoro tyle pracują, rozwala im się życie osobiste, to przynajmniej mają wszystko, co najlepsze, z najwyższej półki. Wiele osób myśli o emigracji właśnie w celu zbalansowania jakości życia, żeby mieć czas i na pracę, i na życie. Bo jest prawdą, że lekarz w Polsce może zarobić dużo, tylko pytanie, jakim kosztem. I czy to wszystko jest tego warte?
Podsumowując, Mali Bogowie Pawła Reszki to książka dość kontrowersyjna, pełna emocji, wyznań i słów, do których każdy z nas ma prawo ustosunkować się inaczej w zależności od przeżytych w swoim życiu sytuacji z lekarzami. Uważam jednak, że warto po nią sięgnąć, bo czyta się ją z olbrzymim zaciekawieniem i można całkiem sporo się dowiedzieć.
***
A może już czytaliście tę książkę?
Iza xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz = ogromny uśmiech na mojej twarzy