Wiecie co? Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że wydanie książki wcale nie jest takie proste! Zawsze myślałam, że najbardziej wymagające jest samo napisanie własnej powieści, a tu się okazuje, że wydanie jej też wymaga sporo poświęcenia. Uświadomił mi to Łukasz Drążek, którego Droga do światła kurzy się w szufladzie, mimo że już jest skończona i gotowa do czytania. Niestety wydawnictwa nie są nią zainteresowane, a autor nie ma pieniędzy, by samodzielnie zainwestować w wydanie jej. Powiem Wam szczerze, że po przeczytaniu jej nie mam pojęcia, dlaczego tak jest, bo jest to naprawdę niezła opowieść!
Fabian bez nazwiska (tak, to jego imię - upewniałam się u autora czy to nie robocza nazwa, ale czytając książkę dowiecie się, skąd ono się bierze) doświadczył wielu okrucieństw ze strony władców: między innymi zabili mu oni rodziców i narzucali bardzo wysokie podatki, przez co niejednokrotnie głodował on i jego bliscy, a także byli przeszkodą w spełnianiu marzeń. Od jakiegoś czasu w jego umyśle kwitnie pomysł, by zgładzić wszystkich przywódców państw. Jest pewien, że to rozwiąże problem uciśnienia poddanych i świat będzie dzięki niemu piękniejszy, a każdy będzie równy. Pewnie macie wiele wątpliwości, na przykład: jak jedna osoba byłaby w stanie zabić tyle osób? Tutaj mam dla Was odpowiedź - Fabian dysponuje pewną silną mocą magiczną, z którą się urodził - osiągnął poziom znacznie wyższy od czarodziejów, którzy studiują magię latami - to zdecydowanie bardzo mu pomogło w osiągnięciu celu.
Ja czytałam książkę w wydrukowanej wersji, a tutaj widzicie zaprojektowaną okładkę |
Łukasz Drążek wykreował naprawdę ciekawy i oryginalny świat, pełen różnych intrygujących krain. Naprawdę mi się podobał, mimo że gdybym miała narzekać, poświęciłabym jego opisom więcej uwagi. Dostaliśmy jednak ładną mapkę, dzięki czemu z łatwością mogliśmy obserwować drogę, którą przemierzał królobójca.
Fajne było też to, że bohaterowie dysponowali własnymi, indywidualnymi zestawami cech, przez co wydawali się bardziej rzeczywiści i intrygujący. Do tego na każdym kroku dowiadywaliśmy się o nich nowych rzeczy, co wiele wnosiło w całą opowieść.
W książce nie brakuje zwrotów akcji, a tempo wydarzeń też nie należy do wolnych. Dzieje się naprawdę sporo, dzięki czemu nie mogłam się oderwać i przeczytałam ją naprawdę szybko! A ostatnio czytam bardzo mało i mozolnie, więc była to dla mnie naprawdę niezła odmiana. Największym zaskoczeniem było jednak zakończenie, bo było naprawdę wprawiające w zdumienie - moja mina, gdy je czytałam musiała być przezabawna.
- Cała moja moc i walka nie pomagały w odzyskaniu dobrego imienia. Świata nie da się zmienić.
- Być może całego świata nie zmienisz... ale zawsze możesz odmienić komuś świat.
Podsumowując, uważam, że Droga do światła wymaga kilku poprawek, bo zdecydowanie nie jest idealna, ale czyta się ją naprawdę dobrze i bardzo wciąga. Raczej nie wszyscy będą ją uwielbiać, ale na pewno znajdzie się trochę entuzjastów, więc życzę autorowi, żeby w końcu udało mu się ją wydać, bo fajnie byłoby, gdyby więcej osób mogło poznać historię Fabiana bez nazwiska i dowiedzieć się, czy udało mu się zrealizować swój plan i jakie przeszkody pokonywał po drodze.
***
Łukasza Drążka znajdziecie na blogu, gdzie publikuje wiersze i zachęca, by nie bać się marzyć (przeczytacie tam też trochę Drogi do światła, także zachęcam!), a na kanale na YouTube prezentuje własne układy taneczne i nie tylko - właśnie ze względu na to, że jest tak interesującą osobą zdecydowałam się zapoznać się z jego opowieścią :D Na Patronite autor zachęca, by wesprzeć go w wydaniu książki. Podrzucam Wam też linki do jego Facebooka i Instagrama.
// Iza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz = ogromny uśmiech na mojej twarzy